wtorek, 24 września 2013

219. essence floral GRUNGE hot or not?

Witajcie

Szafy essence odwiedzałam w celu kupna żelowego eyelinera. Odkąd wiadomość o jego wycofaniu do mnie dotarła, przeglądam ich ofertę raczej jednym okiem. I tak też było dzisiaj. 
Szafy essence jak i catrice świecą pustkami, z przecenionych produktów nie uświadczysz nawet testera. 


Nowości z essence z kolekcji floral Grunge przykuwają uwagę jedynie faktem że miejsce gdzie stoją owe kosmetyki jest zapełnione. 

Oglądając floral Grunge nie odczułam żadnego zachwytu, nieopanowanej chęci kupna. Puder do włosów w kolorze różowym to nie moja bajka. 


Wersje kolorystyczne cieni średnio przypadły mi do gustu. 
Zestawy mini błyszczyków? Duży ciężko odnaleźć w torebce, a już z takim małym smrodkiem to do rana bym grzebała. Róż nawet nawet, jednak mam ich już zdecydowanie za dużo. 




Gadżety - nic specjalnego, a lakiery jak lakiery. 



Podsumowując - nic nie porwało mnie do tańca, dupy nie urywa. 
Ktoś coś ma? Skusi się? 

Pozdrawiam :* Magdalena

niedziela, 22 września 2013

218. MAC Studio Fix Fluid

Witajcie

O fluidach nie mogłabym się rozpisywać godzinami, z racji tego że za małą ich ilość w moim krótkim życiu przetestowałam. Powody są proste, bo albo cena mnie zniechęcała i szukałam taniego zamiennika, albo sięgałam po te sprawdzone i nie było lampki w głowie a może jednak coś innego. 

Zakładając bloga nie myślałam że czytanie innych blogów, nowinek o różnorodnych kosmetykach potrafi kusić, a portfel mimo iż krzyczy nie i tak przy kasie się otwiera. O produktach MAC w większości czytałam w samych superlatywach. Chciałam sprawdzić czy faktycznie te ochy i achy są opiniami za 100 punktów. Jak się okazało ... O tym niżej

MAC Studio Fix Fluid w odcieniu NW15 to mój pierwszy kosmetyk z tej marki. Kosmetyk zalany został w solidną szklaną i dosyć ciężką buteleczkę bez pompki. Pompkę można dokupić i pasuje do każdego podkładu tej firmy. 
No dobrze ale co mnie tknęło aby kupić podkład 4 razy droższy niż poprzednie w kosmetyczce? Na Cypr zabierałam ze sobą z Polski dużo, czasami aż za dużo. Traf chciał że podkład się kończył, wylot do Polski daleko w planach a ja na już potrzebowałam czegoś kryjącego. 
Pojechaliśmy do Debenhams. Ceny od 45 euro w górę za Diora czy Lancome troszkę odstraszały, więc kiedy ujrzałam MACzka i cenę 29 euro byłam w domu. Sięgnęłam myślą wstecz, przypomniałam sobie kilka ogólnych zachwytów nad MACiem i usiadłam zadowolona aby Pani wybrała mi odcień podkładu. 


No i się stało :/ Dopiero w domu po pomalowaniu się zauważyłam że podkład jest za ciemny, a że już otwarty i minimalnie zużyty to nie było co się wracać i go wymieniać. W świetle domu handlowego Debenhams wydawał się być ok, kupowałam go o 8 wieczorem, także sprawdzenie go w świetle dziennym nie wchodziło w grę. 
Zaufałam i mam tego skutki. W rezultacie podkładu jest jeszcze połowa, staram się go mieszać z innymi jak tylko się da. Przez okres kiedy się nieco opaliłam wydawał się w miarę ok, z czasem zbyt mocno odznaczał się od rzeczywistego koloru. Dobrze ale co z trwałością? 


Pani zapewniała iż podkład Studio Fix dla mojej problematycznej cery i potrzebującej krycia, oraz matu będzie idealny. Jak się okazało nie daje matu, nawet pół matu. Jest dosyć ciężki, przy czym jego krycie jest minimalne i bardzo szybko schodzi z buzi. Mała ilość nałożona pędzlem nie daje nic, a większa to już brak słów. Podkreśla suche skórki, szybko ściera się z buzi. Delikatne dotknięcie ręką twarzy powoduje "palcowanie" podkładu. W moim mniemaniu kolor który mi Pani z MACa dobrała jest zbyt pomarańczowy, i uwierzcie że przy czarnych włosach bez wymieszania go z podkładem jaśniejszym wygląda to tragicznie. 


Niestety pierwsze wrażenie o MACowym produkcie nie jest pozytywne. Nie nastawiam się jednak do niego sceptycznie. Najbardziej ciekawią mnie szminki/pomadki oraz pędzle z MACa. 
Ktoś z Was używał Studio Fixa? Podzielcie się opiniami :) 

Pozdrawiam :* Magdalena

piątek, 20 września 2013

217. Nawilżający żel do mycia twarzy Iwostin Purritin Rehydrin

Witajcie

Pokazując Wam post o nowościach ostatniego miesiąca mogliście zauważyć paczuszkę od Iwostin. 
Czas na przedstawienie jednego z produktów. Porozmawiajmy o produkcie do trądziku, bo o nim dzisiaj będzie mowa.

Iwostin Purritin Rehydrin - Nawilżający żel do mycia twarzy ma za zadanie : 
- dokładnie oczyszczać skórę tłustą, odwodnioną na skutek  stosowania innych kuracji dermatologicznych
- skutecznie usuwać makijaż twarzy i oczu
- działać nawilżająco
- łagodzić podrażnienia
- przywracać skórze fizjologiczną równowagę


Zanim odniosę się do tych podpunktów powiem kilka słów o stronie wizualnej kosmetyku. 


Żel o średnio gęstej konsystencji zamknięty został w tubie z miękkiego plastiku, w której dostajemy 150 ml kosmetyku.  Trudny do określenia zapach, nie przeszkadzający mi w użytkowaniu. Barwa biało przezroczysta. Opakowanie solidne, nie ulegające zniszczeniu ani też samoistnego otwarcia po ewentualnym upadku. Cena około 25 zł. 


Mamy już za sobą wersję wizualną, w takim razie odniesiemy się teraz do myślników. 
Skóry tłustej nie posiadam, mieszaną w stronę tłustej (strefa T) i owszem. Odwodnioną już niestety tak. Przyczyniło się do tego wiele czynników, chociażby zbyt mała ilość spożywanych płynów, ale przejdźmy do rzeczy. Żeby nie było tak od razu kolorowo zacznę od minusów których na szczęście jest niewiele. 


Pierwszym minusem jest opakowanie, bo chociaż solidne i ładne to mogłoby zostać zastąpione tym z pompką. Produkty z pompką wydają mi się bardziej higieniczne, łatwiejsze w użytkowaniu, bezpieczniejsze o ile pompka ma tzw.blokadę. Żel nie pieni się ani ociupinkę przez co dłużej się go zmywa. 


Plusów jest zdecydowanie więcej, ale na werdykt jeszcze trzeba chwilkę poczekać. 
Kosmetyk posiada gęstawą konsystencję, dzięki czemu nie spływa nam z rąk czy twarzy podczas aplikacji. 
Na pewno wielkim plusem tego produktu jest fakt, iż moja buźka po nim jest zmatowiona. Oczyszczanie mogę zaliczyć do przyzwoitych. Dla mnie w żadnym wypadku nie nadaje się do wieczornej toalety jeżeli w ciągu dnia miałam na twarzy makijaż. Po porannym przebudzeniu i zmyciu nadmiaru sebum jak najbardziej jestem na tak. Kosmetyku nie przetestowałam ze strony zmywania makijażu, aczkolwiek z pozostałościami po podkładzie dawał radę. 


Nie jest to kosmetyk który dogłębnie oczyści nasze pory, ale też nie można powiedzieć że nie robi w tym kierunku nic. Delikatnie oczyszcza matując naszą twarz, nie dając uczucia ściągnięcia skóry. Podsusza niespodzianki nie zmniejszając zaczerwienień. 


Do chwili obecnej nie zauważyłam aby produkt zwalczył trądzik, jednak to co najważniejsze - niespodzianki nie wyskakują już jak grzyby po deszczu. Cera delikatnie się uspokoiła. Żel pomógł mi się odepchać w minimalnym stopniu po czymś co spowodowało na mej twarzy armagedon. Nie podrażnił, nie uczulił. W większości robi to co obiecuje producent, chociaż mógłby też nawilżać a z obserwacji wynika że tego nie robi. Produkt wydajny do dostania w aptekach. Ocenę jakości do ceny porównuje na 4/5 

Znacie markę Iwostin? Co z ich asortymentu mieliście okazję wypróbować? Dajcie znać.

Pozdrawiam :* Magdalena

środa, 11 września 2013

216. Lipstick - Lancome Rouge in LOVE 379N

Witajcie

Do snobki kosmetycznej mi bardzo daleko. Nie jest dla mnie priorytetem mieć w torebce kosmetyki marek wysokopółkowych. Przeważa tu moja oszczędność, lub jak kto woli skąpstwo. Chociaż oczywiście czuję się lepiej nosząc w torebce coś firmowego niż bazarkowego. 
Pod lupę biorę dziś szminkę Lancome z linii Rouge in LOVE którą reklamuje Emma Watson. 

Moja szminka nie jest produktem pełnowymiarowym, a próbką dołączoną do zestawu perfum. 

Jest jej na tyle dużo (2 gramy) iż postanowiłam podzielić się z Wami moimi odczuciami. 
Opakowanie próbki nie różni się zbyt od opakowania pełnowymiarowej szminki. Solidnie wykonane minimalistyczne lecz nie typowe w odcieniu srebra. Wszystko działa jak natura chciała, nic się nie zacina a kosmetyk się nie łamie.



Producent zapewnia 6 godzinną trwałość kosmetyku. Dosyć przesadzone, bo 3 góra 4 godziny i owszem bez poprawek przetrwa, do 6 godzin jedynie pozostaje pigment na ustach dając wrażenie wklepanego kosmetyku.


Szminka z delikatną formułą nie robi nam kuku, żadnych grudek, świetnie rozprowadza się na ustach. Nie daje przeze mnie znienawidzonego uczucia lepkości ust. Nie jestem do końca przekonana czy zaliczać ją do matowych ,czy jednak z satynowym wykończeniem. Postawmy na to drugie. 


Kosmetyk nie ma tendencji wchodzenia w załamania, ani podkreślania suchych skórek. Nie zauważyłam wysuszenia ust po jej stosowaniu, ani też nawilżenia. Ściera się równomiernie nie pozostawiając tylko i wyłącznie wykonturowanych ust :) 

Mój odcień to 379N ciemne bordo w moim mniemaniu, idealne na nadchodzącą jesień. Szminka pachnie różami, nie chemicznymi odorami.
Najważniejszym chyba dla mnie punktem w tej recenzji jest to, że produktu ubyło mi bardzo mało, super wydajny kosmetyk z czego niezmiernie się cieszę. 


Na pewno mało przyjemną informacją jest jej cena, bo nie jest to wydatek groszowy ponieważ ponad 100 zł z portfela przy jej zakupie nam ubędzie. Mowa tu oczywiście o produkcie pełnowymiarowym. Marka Lancome jest jedną z lepiej rozpoznawalnych na świecie, także za markę trzeba płacić :) 

Skusiłam? 

Pozdrawiam :* Magdalena

piątek, 6 września 2013

215. Sesja zdjęciowa razy dwa!

Witajcie

Was zostawiam z masą wybranych zdjęć z dwóch sesjii zdjęciowych w których miałam okazję brać udział. Tymczasem ja uciekam korzystać z pogody, i przy pięknym słoneczku nacykać zdjęć na zapas. 

Little pin-up girl - fotograf sesji Kamil Borkowski http://fotoborkowski.pl/
modelka - Klaudia P.  http://www.maxmodels.pl/modelka-niespodzianka.html
MUA&hair - Magdalena I






Fotograf sesji number 2 - Karolina Wierzchowska






Ps. Chcielibyście rozdanko? :) Zaczynam już zbierać nagrody... 

Pozdrawiam :* Magdalena

wtorek, 3 września 2013

APIVITA 3in1 with chamomile & honey

Witajcie

Jak Wam mija dzień? Też tak szaro buro jak u mnie?
Niestety pogoda nie dopisuje, ale mam nadzieję że jutro to się zmieni. 
Szykuje mi się spotkanko z koleżanką z Londynu i nie chciałabym czuć się tak jak dziś. Dzisiejsza pogoda ani nie sprzyja pisaniu, ani tym bardziej wenie na makijaż. O czym kolwiek innym nie wspominając. 

I w ten deszczowy, ponury dzień o produkcie wielofunkcyjnym do twarzy.
APIVITA to grecka firma, która wyróżnia się jak najbardziej naturalnym składem kosmetyków.
W swojej ofercie ma pielęgnacje twarzy dla każdego wieku i rodzaju cery, szampony także męskie, pomadki ochronne, maseczki a także kremy z filtrem. Kolorówki w aptekach cypryjskich się nie dopatrzyłam, być może kiedyś się pojawi. Ceny kosmetyków APIVITA oscalują w granicach od około 4 euro do 20 euro.


Kosmetyk o którym mowa dzisiaj był prezentem na pożegnanie od Dominiki :* Dziękuję Ci raz jeszcze :)
Dzięki niej właśnie, jestem posiadaczką wielofunkcyjnego mleczka do twarzy i oczu do każdego typu cery.
Jakie zastosowanie ma ten produkt? 
- oczyszczanie twarzy
- tonizowanie
- demakijaż twarzy i oczu


I tutaj chciałabym na samym początku zaznaczyć, że nie używałam go nigdy do zmywania makijażu oczu. Przyzwyczaiłam się do płynu micelarnego, i na dzień dzisiejszy nie jestem skłonna do jakiejkolwiek zmiany w tym temacie. Jednak przy zmywaniu podkładu jak najbardziej. Pompeczka na wacik i przecieramy. Oczywiście po tej czynności tym samym mleczkiem, lub innym żelem możemy ,a nawet powinniśmy twarz umyć. 
Tonizowanie twarzy tym produktem jak najbardziej przypadło mi do gustu :) Zero uczucia lepkości, delikatny zapach, twarz zmatowiona, nadbiar sebum ściągnięty. Nie zauważyłam przesuszenia, ani też nawilżenia. Oczyszcza i robi to dobrze.

Jako mleczko do mycia twarzy jest mi zbędne. Na początku i owszem, próbowałam się z nim polubić w tej kwestii, jednak fakt że mleczko jest jak emulsja i nie daje żadnej, nawet minimalnej pianki doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Coś jakbym nakładała krem ale nie czuła że on się wsysa we mnie. Tak samo z mleczkiem. Niby myło, miałam je na twarzy ale ta śliskość zamiast piany, taka nie moja :) O ile wiecie o co mi chodzi. 

Zapach ziołowy, pewnie za sprawą rumianku. Miodu ani lavendy niestety nie wyczuwam.  Kosmetyk w plastikowym, brązowym opakowaniu z pompką która się nie zacina.
Dozuje taką ilość za jednym kliknięciem jaką widzicie na zdjęciu. Konsystencja po wyciśnięciu gęstawa, niczym masełko do ciała. Podczas aplikacji na twarz delikatna mgiełka, emulsja. 


Dokładnej ceny produktu Wam nie powiem, był to prezent a zapobiegawcza Dominika cene zerwała :) 
Mleczko nalezy zużyć w ciagu 6 miesięcy od otwarcia. 

Fajny aczkolwiek nie jest tym niezbędnym w mojej pielęgnacji kosmetykiem. Jestem ciekawa innej wersji, typowo do skóry trądzikowej lub mieszanej. Nie wiem czy kiedyś nadarzy mi się okazja aby natrafić na kosmetyki APIVITA, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć że warto zaryzykować i kupić :) 

Pozdrawiam :* Magdalena

niedziela, 1 września 2013

213. bezimienna / bezfirmowa - mimo wszystko to królowa :)

Witajcie

Dnia pewnego, w marcu roku tego był post z makijażem. O TU ! Były ochy i achy (pewnie przesadzam), nad kolorem na ustach. I dnia dzisiejszego postanowiłam o nim ćwierknąć słów kilka. 

Pogoda za oknem nie dopisuje, deszczyk pada ale to i dobrze. Wypad na grzyby zaliczam jako totalną klapę. A idź że Pani! Sucho jak na pustyni w tym lesie, nawet muchomora nie uraczysz :/ I na złość tej pogodzie kolorem oczarować Was chcę :) 


Szminkę ową przywiózł mi mój małżonek z Pakistanu. Zwykłe, plastikowe ale o dziwo bardzo trwałe opakowanie. Żadnych znaków rozpoznawczych dla tegoż kosmetyku. Marka - no name, kolor również.


Kosmetyk nie posiada żadnego zapachu. Jego odcień to taki ciemniejszy róż, może wpadający w fuksję.
Wykończenie matowe.


To że szminka nie ma ani firmy, ani też "danych" na opakowaniu, nie zniechęciło mnie do jej używania. 
Ciekawska natura robi swoje, i nie żałuję. W kolorze tym czuję się bardzo kobieco. 
Pasuje do większości makijaży, a jej trwałość oceniam na wielki plus.


Wklepana palcami nawet po zejściu, pozostawia pigment na ustach co jest wielkim atutem. W ciągu dnia nie musimy dzięki temu co chwila poprawiać makijażu ust. 


Gramatura - nieznana, jednak produktu jest na prawdę bardzo dużo. 
Kosmetyk w żaden spobób mnie nie uczulił, nie wysuszył ust ale też ich nie nawilżył.
Na pewno godnym powodem do chwalenia tej szminki jest fakt, iż nie podkreśla suchych skórek i nie wchodzi w załamania. Już jedna warstwa z typowym cmoknięciem daje upragniony efekt. 
Mimo iż produkt wygląda bazarowo w opakowaniu, to na ustach przemienia się w królową balu. 


A Wy kochani co sądzicie o tym kolorze? Czy lubicie takie odcienie i szminki, czy stawiacie na delikatność i błyszczyk na Waszych ustach? Odpowiedzcie pod postem. Jestem mocno ciekawa jaka część z Was preferuje szminki/pomadki a jaka naturalność i ewentualny balsam/błyszczyk.


Pozdrawiam :* Magdalena