niedziela, 18 sierpnia 2013

Avon Arabian Glow Bronzing Pearls

Witajcie

Mój czas zatrzymał się na produktach kolorowych, i o takich w najbliższym czasie będzie na blogu najwięcej. 
Konsultantką Avonu jestem dobrych kilka lat. Przez moje ręce przewinęło się 80% ich kosmetyków. Dlaczego nie 100% ktoś z Was zapyta. A no dlatego że niektórych produktów, jak kremy przeciwzmarszczkowe czy inne nieodpowiadające mojemu wiekowi nie kupowałam i nie kupuję. 
Niewątpliwie Avon ma swoje hity jak i kity. Dzisiaj o hicie, prawie doskonałym.


Zacznijmy od strony wizualnej.  Produkt dostajemy w brązowym, może bardziej wpadającym w odcień starego złota plastikowym opakowaniu. Plastik nie jest z tych tandetnych, nie pęka a ewentualne zarysowania są ledwo widoczne. Na wieczku opakowania tylko i wyłącznie napis AVON. Na spodzie zaś informacje takie jak gramatura produktu - 22 gramy, oraz zużyć w ciągu 24 miesięcy od otwarcia. 



Swoje kuleczki brązujące mam już ponad rok. Na wieczku zaznaczyłam sobie że użytkowność kończy się wraz z 2014 rokiem, jednak jestem prawie pewna że do tego czasu ich nie zużyję. 


W opakowaniu które się nie zacina dostajemy bardzo dużą ilość kuleczek, które chroni gąbeczka. Gąbeczka nie służy nam oczywiście do malowania, a do ochrony przed pokruszeniem się zawartości. 




W odosobnieniu kolorów i ich pochodnych nigdy nie byłam dobra. Naliczyłam ich aż 2, ale może być ich też 3 lub 4. Kuleczki są dosyć twarde, trudno ulegają pokruszeniu. 
Pędzle z Hakuro nie bardzo sobie z nimi radzą. Polecałabym do nich pędzle o twardszym włosiu.
Ja swój problem rozwiązałam krusząc kilka kuleczek w opakowaniu. 


Kosmetyk daje piękny i delikatny kolor. Bezdrobinkowe wykończenie utrzymuje się od rana do wieczora, oczywiście z czasem tracąc na intensywności koloru. Kuleczki nie robią plam, nie uczulają i co najważniejsze nie zapchały mojej podatnej na ten czynnik skóry. 

Cena w zależności od katalogu to 19,99 - 39,99. Cena nie duża, a produktu jest na prawdę dużo i starczy na długie lata :) Jedynym minusem dla mnie jest ich zbita konsystencja, ale z tym można sobie poradzić. 

Pozdrawiam :* Magdalena

5 komentarzy:

  1. Zawsze mnie ciekawiły, a w końcu mam te z Oriflame. Myślałam, że te z Avonu też mają w sobie drobinki, a tu mnie zdziwiłaś ;p Muszę je sobie zamówić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedyś miałam kulki z avonu (pudełko było wtedy inne) i bylam nimi zachwycona.
    3 miesiace temu sprawilam sobie własnie takie, o ktorych piszesz i całą sympatie straciłam- dla mnie są zbyt pomaranczowe...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że tego typu produkty warto kupować na spółkę:) Zauważyłam, że niektórych kosmetyków nie jestem w stanie zużyć przed upływem terminu przydatności, nawet jeśli regularnie korzystam z ich dobrodziejstw;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja Mama miala kiedys te kulki z Avonu, chyba starsza wersje, bo byly w takim ciemnogranatowym opakowaniu. Produkt nie-do-zuzycia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kiedyś taki bronzer w kuleczkach, niestety nie pamiętam jakiej firmy :) one dają piękny efekt na twarzy:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Odpowiem na niego pod postem na moim blogu.
Nie życzę sobie autopromocji "Zapraszam" czy "Obserwujemy?".